Największe wtopy w zawodowym golfie

Wchodzisz na tee, układasz w głowie plan, już widzisz oczami wyobraźni piłkę lądującą pod flagą, tryumf, czerwony dywan i zazdrość kolegów, a tu… shank, out of bounds, dwa topy, dziabka, kolejny out of bounds i cztero-putt i masz babo placek – zrobiłeś 13 na par 4. Ile razy przechodziłeś ten koszmar myśląc w międzyczasie o zakończeniu tak błyskotliwie rozwijającej się kariery i oddaniu kijów na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy? Z pewnością nie raz (i nie dwa) ale nie załamuj się i nie wyrzucaj swojego sprzętu na śmietnik – nawet najlepsi z najlepszych przechodzą takie upokorzenia. Różnica polega tylko i wyłącznie na tym, że robią to tylko rzadziej niż Ty.  

PGA Tour – Tommy Armour – 23 uderzenia na par-5 (17 dołek, turniej Shawnee Open) 

Co ciekawe, katastrofa z 1927 roku wydarzyła się raptem tydzień po wygraniu przez Tommiego U.S. Open. Podobno Armour zagrał 10 (słownie DZIESIĘĆ, gdyby ktoś przeoczył) piłek z tee. Wszystkie po kolei lądowały po prawej na out of bounds, aż w końcu dziesiąta poleciała zgodnie zamysłem, drawując z powrotem na fairway. Nieźle się facet zawziął, a wystarczyło się ustawić bardziej w lewo. 

European Tour – Philippe Porquier – 20 uderzeń na par-5 (13 dołek, 500 metrów, turniej French Open) 

Najczarniejszy scenariusz z 1978 roku. Ku przestrodze dla wszystkich, którym zdarzają  „yipsy” albo tak zwane „bloki”. To właśnie przydarzyło się Porquierowi, który w połowie drugiej dziewiątki zaczął grać nagle shanka za shankiem, każdy na prawo na… out of bounds. Wreszcie poszedł po rozum do głowy i ustawił się mocno w lewo od greenu i zagrał shanka niedaleko flagi.  

Japan Tour – Mitsuhiro Tateyama – 19 uderzeń na par-3 (8 dołek, 225 jardów, turniej Acom International) 

Mitsuhiro Tateyama zapisał się na kartach golfowej historii (kto mówił, że można się tylko dobrze zapisywać) w 2006 roku. Po dwóch strzałach 38-latek wpadł do roughu. Nikt nie spodziewał się tego, co miało zaraz nastąpić. A nastąpił strzał w krzaki i aż…14 (słownie czternaście!!!) prób opuszczenia tego przeklętego miejsca. Japończyk przynajmniej na koniec nie zrobił trzech puttów. Co ciekawe jego wynik 84 (z czterema birdie) nie był wcale najgorszym wynikiem dnia.  

PGA Tour – Hans Merrell – 19 na par-3 (16 dołek, 222 jardy, turniej Bing Crosby Pro-Am) 

Szaleństwo z odsłony turnieju w 1959 roku. Mimo iż scena rozegrała się na wymagającym dołku, wzdłuż oceanu, ani jedno uderzenie nie wylądowało w wodzie. Pierwsze uderzenie wylądowało na plaży jakieś 25 metrów poniżej greenu, ale nie było jeszcze dramatu. Dramat zaczął się kiedy kolejny strzał wylądował w roślinie Carpobrotus chilensis. Kilka prób, piłka nie do zagrania, drop na plaży, ponownie wylądowanie w roślinach i kilkukrotna powtórka z rozrywki kosztowała go wiele uderzeń. Ostatecznie po 17 uderzeniach Hans znalazł się na greenie i zrobił dwa putty.  

PGA Tour – Ray Ainsley – 19 uderzeń (niektórzy twierdzą że mogło być nawet 21-23) na par-4 (16 dołek, 397 jardów, turniej…niestety U.S. Open) 

Wynik uzyskany dość dawno, bo w 1938 roku. Pan Ainsley posłał piłkę na 16 dołku do rzeczki, ale na swoje nieszczęście, na zasadach nie znał się ani trochę.  Ściślej rzecz ujmując, nie wiedział, że może skorzystać z dropa poza hazardem, w związku z czym próbował ją wybić stojąc w wodzie. W końcu mu się udało. Podobno ludzie masowo zostawili Gena Sarazena grającego na sąsiednim dołku, żeby zobaczyć „ciekawszy dołek” Ainsleya. Ten to wiedział jak zdobyć atencję! 

PGA Tour – Dale Douglas – 19 uderzeń par-4 (10 dołek, 446 jardów, turniej Bing Crosby National Pro-Am). 

Wszystko zaczęło się skromnie od slice na plażę. Potem było już z rozmachem, trzykrotne deklarowanie „piłki nie do zagrania”, szereg średnio udanych prób wyjścia z plaży i… już po 14 uderzeniach udało się Douglasowi wrócić na fairway. Nie był to jednak koniec kłopotów, ponieważ z roughu, w którym Dale znalazł się po kolejnym uderzeniu, trzeba było wychodzić jeszcze dwa razy, kończąc dwoma puttami. Voila! 

PGA Tour – Willie Chisholm – 18 uderzeń na par-3 (8 dołek, 185 jardów, turniej U.S. Open Championship) 

Niby nic strasznego, nie stało się w 1919 roku, nie zginęła żadna piłka, nikt nie wpadł na plażę, w krzaki ani tym bardziej za granicę pola. Pechowy szkot zagrał za krótko, piłka nie doleciała do greenu, lądując przy sporych rozmiarów głazie. Zaklinowała się tam tak nieszczęśliwie, że Willie walczył aż trzynaście razy zanim udało mu się wydostać z kamieni. A „piłka nie do zagrania”?? 

PGA Tour – John Daly – 18 uderzeń na par-5 (6 dołek, 543 jardy, pole, Bay Hill Invitational) 

Historia z 1998 roku jest prosta jak swing Frediego Coupelsa – sześć prób przebicia wody (pięć rzecz jasna nieudanych, jedna driverem z tee i cztery kolejne 3wood sprzed wody). Niestety ostatecznie nie było tak przebojowo jak u Kevina Costnera w Tin Cup. Po udanym przejściu okazało się że piłka jest i tak wbita i trzeba było kolejnego dropa, strzału ironem, po którym piłka odbiła się od kamieni do bunkra i paru patów. W erze nowożytnej John „Wild Thing” Daly zdecydowanie prowadzi.  

European Tour – Chris Gane – 17 uderzeń na par-5 (18 dołek, 513 jardów, turniej Diageo Championship) 

W tej historii z 2003 roku najlepsze jest to, że mimo iż pole Gleneagles jest pełne wody, to Gane dokonał tego porażającego wyniku na dołku, gdzie wody…nie ma wcale. Jest za to rough i to taki do kolan. Właśnie w takim roughie znalazł się Chris po 3 uderzeniu… po 6 uderzeniach był nadal w tym samym miejscu, zadeklarował „piłkę nie do zagrania” ale zadropował piłkę w równie „łaskawe” położenie, co skutkowało kolejnymi pięcioma próbami. Po 14 już był na greenie, ale na deser dołożył 3-putta.  

PGA Tour – Ed “Porky” Oliver – 16 uderzeń na par-3 (16 dołek,222 jardy, turniej Bing Crosby National Pro-Am) 

Jak dokonał tego „Porky” w 1954 roku, nie wiem, ale biorąc pod uwagę co zrobił Hans Merrell to podejrzewam, że miała w tym swój udział bujna flora plażowa.  

PGA Tour- Kevin Na – 16 uderzeń na par-4 (9 dołek, 474 jardy, turniej Valero Texas Open) 

Świeża sprawa (widziałem na żywo w transmisji) z sezonu 2011. W rolach głównych pustynne chaszcze. Pierwsza piłka się w nich znalazła, i po znalezieniu piłki Na zadeklarował „piłkę nie do zagrania” i wrócił na tee tylko po to żeby zagrać piłkę w te same krzaki. Tym razem spróbował zagrać, w efekcie czego trafił w drzewo, a piłka wróciła i uderzyła go w nogę (dwa uderzenia kary). Na znalazł się w pułapce (nie mógł już wrócić na tee, bo poprzednie uderzenie było w krzakach) i próbował się z niej wydostać 12 razy (jeden nawet leworęcznie). Kevin nie był pewien, ile zrobił uderzeń, więc przed podpisaniem karty obejrzał retransmisję video. 

PGA Tour – Gary McCord – 16 uderzeń na par-5 (16 dołek, 512 jardów, turniej FedEx St. Jude Classic) 

Thriller z 1986 roku. McCrod najpierw trafia w drzewo, a potem staje przed 209 jardowym uderzeniem na green. Wybiera 4 iron i trafia do wody. Z wytłumaczalnych tylko dla siebie i z pewnością sensownych powodów, podejmuje jeszcze cztery identyczne próby, by w końcu zamienić 4 iron na 3 iron. Po udanej zmianie, trafnym doborze i trafieniu na green, niesmak został odrobinę zatarty ślicznym 5 metrowym trafionym puttem. Gary przyznał później, że pomylił kije, ale zorientował się trochę za późno. Lepiej późno niż później. 

I na deser Crème de la Crème najgorszych wyników i wtop wszelakich!! 

Pani J.F. Meehan bije wszystkich powyższych na głowę. W zasadzie nie tylko ich. Historia wydarzyła się w 1913 roku na turnieju Shawnee Invitational for Ladies na dołku 16, par-3 o długości zaledwie 126 jardów. Po tee-shocie piłka Pani Meehan znalazła się w rzeczce Binniekill i zaczęła spływać razem z nurtem. Niestety zamiast dropowania z karą, golfistka wpadła na inny pomył i ruszyła w pościg łódką. Piłkę dogoniła ponad 1,5 kilometra dalej, za około czterdziestym razem udało się jej wybić ją na ląd. Od greenu i sukcesu dzielił ją jeszcze tylko gęsty las i tam dopiero zaczęła się walka na śmierć i życie. Łącznie Meegan potrzebowała 161 (STO SZCZEŚĆDZIESIĄT JEDEN) uderzeń, co daje średnio 0,78 jarda na uderzenie!!! Ale szacuneczek za wytrwałość. 

 

fot. Adobe Stock